zommersteinhof: (Default)
 WOJCIECH LEOPOLITA
Czerenyszcze nad Skolem (1932)
 
Ileż to wspomnień z tą nazwą się wiąże
I widzę Skole!
Ta stroma dróżka, co wiedzie ku górze,
nad jar głęboki, zległe wiatrołomy,
przez całe lata trzaskane przez burze —
a nad Oporem miasteczko i domy,
co ponad rzeką przysiadły półkolem —
tor kolejowy, co pełza doliną,
odgłos pociągu, co sapie gdzieś w dali,
a to sapanie echem z gór powraca,
i przez Paraszki odbijane stoki
powoli rytm swój i siłę zatraca,
falami niknie gdzieś w świecie szerokim.
 
Idziemy razem tą drogą po zboczy
ku Czerenyszczu. Szum rzeki dopływa
i koi serce swej muzyki czarem.
A wokół cisza! Tak sobą uroczym
i tak cudownym jest dla człeka darem.
 
Spoza zakrętu dwa dostojne woły
wloką ogromną kłodę do tartaku,
wiezie je chłopak bosy, a wesoły,
w parcianych portkach i strzępach kubraku.
 
Dalej, poboczem, przemyka babina,
ledwie widoczna spod suchych gałęzi,
jej chód stromizna przyspieszać zaczyna,
a ciężar chustką na plecach jej więzi.
 
My w las wkraczamy!
W buki, co wiodą nas ku połoninie,
obok źródełka, przy wąskiej ścieżynie,
no! i przed sobą kres wędrówki mamy.
 
Domek myśliwski z widokiem dalekim,
na Synowódzko, gdzie obydwie rzeki,
Opór ze Stryjem zbiegają się razem.
Oczy się sycą cudownym obrazem
łuny znad Stryja, skąd świateł migoty
w gałęziach jodeł jak świetliki płoną,
iskrzą swym pyłem spróchniałe wykroty
i ponad trawą migają zroszoną.
 
Tutaj nam z czasem liczyć się nie trzeba!
On tu się sączy, nierychliwie mija,
tu pod feerią gwiaździstego nieba
nad blaski świateł bijące od Stryja
daleka łuna jaśnieje znad Lwowa!
Tu święta cisza! Chłoniemy ją sobą,
każde z nas w sercu jej cząstkę zachowa,
aby w przyszłości cieszyć się tą dobą.
 
Tam linia lasu, w połowie przecięta
stromą ścieżyną, co wiedzie na szczyty
grzbietu Paraszki!
 
Z niej panorama dokoła zamknięta
poprzez Magórę, Zełemin, Wełyki
i inne szczyty — kto dziś je pamięta —
a nazw ich słuchać mógłbym jak muzyki.
 
Z dołu dochodzi jelenia sapanie,
aksamit lotu sowy lub puchacza,
a tam przy bagnie dzików żerowanie,
a tu tuż obok szczekanie rogacza.
Zimą donośnie czasem wilk zawyje,
strach i nienawiść budząc swą żałością,
z dalekich gąszczów, w których Misio żyje,
swąd nas dochodzi, znamienny ostrością.
 
O brzasku, zanim słoneczne promienie
wybuchną gamą złota i purpury,
nim wyjdą z lasu kładąc długie cienie,
zrodzą się mgiełki, ciągnące do góry,
w rosie utopią swoje podobieństwo —
ptaki ogarnie poranne szaleństwo,
poprzez srebrzyste zasieki konarów
z łąk dojdzie bezmiar kwiatowych oparów.

Profile

zommersteinhof: (Default)
zommersteinhof

October 2024

S M T W T F S
  12 345
678 9101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Syndicate

RSS Atom

Style Credit

Expand Cut Tags

No cut tags
Page generated Apr. 23rd, 2025 09:39 am
Powered by Dreamwidth Studios